niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 3

"And if you go
I wanna go with you
And if you die
I wanna die with you"

Oddech szalał jak rzadko który. Czułam że z nerwów albo za chwilę zemdleję, lub coś sobie zrobię. Nie wiedziałam czy oczy płatają mi figla, a może już całkiem zwariowałam. Kurczowo trzymając się ręki Louisa patrzyłam jak ktoś lub coś zbliża się w moją stronę.
Postać ta nie miała kończyn, a przy najmniej nie było ich widać przez długą ciemną szatę która oplatała jej poniszczone ciało. Czarne włosy jeszcze bardziej utrudniały poznanie osobnika. Ale jedno było pewne. Ona nie szła, nie była człowiekiem. Bez ruchomo lewitowała niosąc za sobą przerażający ból. Nie zrobiła jeszcze nic, ale jedno było pewne. Dobra nie była, Rose bała się jej aż nie mogła się ruszyć. Ciało odmówiło posłuszeństwa i tylko drgało z zimna. Bezsilność - to właśnie czułam.
Zimny oddech dodawał jeszcze więcej ciarek na ciele. Choć dana postać była jeszcze daleko wręcz czułam jej szepty. Modlitwy do demonów i śmierci. Strach zaglądał do mych oczu. Szarpiąc się z uścisku kołdrę które tak samo jak przerażenie oplotło me ciało pogłaskałam Louisa. Chłopak nie ruszał się był zimny co się z nim stało? Co się dzieje?
- Umarł, przez ciebie. - szepty miały coraz głośniejsze echo które aż raniło moje uszy.- Teraz twoja kolej, abyś zapłaciła za zdradę. - usłyszałam pisk wyższy niż wszystkie inne piski jakie słyszałam. Pominęłam już fakt o jaką zdradę chodzi przełknęłam z trudem ślinę niczym metalową kulkę.
Ucieczka była daremna. Poruszała się w prędkością światła jak nie szybciej. Niosła ją chęć zagłady i zemsty. Co zrobiłam? Z oczu moich rozpływała się rzeka rozpaczy. Nerwowo biegłam patrząc w tył. Cholera. Totalny brak wyjścia.
Z całej siły waliłam pięściami o ścianę. Ona jednak była coraz bliżej musiałam uciekać. Taras.
Zaczerpnęłam powietrza dławiąc się łzami przy ucieczce. Ominęłam postać ledwo skacząc przez łóżko. Jednak nie mogło być tak kolorowo jak teraz chciałam. Przy skoku coś mnie chwyciło za kostkę. Choć siłą po kilku krzykach i wyrywaniu kończyny udało mi się, przeraziłam się. Osobą która trzymała mnie za nogę był Louis. Ale nie był on tym samym Lou co kiedyś. W jego oczach widziałam ogień. Ogień zniszczenia.
- Louis? - zapytałam ale odpowiedziało mi tylko echo które zacisnęło się w moim gardle. Czułam dreszcz bezsilności gdy z zaciśniętymi pięściami wpatrywały się we mnie już dwie zimne postacie.
- Nie masz prawa! Nie masz! Zostawiłaś mnie! - Postać ducha zaczęła się szarpać jakby coś w sobie nosiła. Jednak jej słowa były niesione do mnie, dostawały się do mojego wnętrza i niszczyły moje organy. Brakowało mi oddechu. Nogi ugięły się pod mną. Leżąc na podłodze zaczęłam z trudem czołgać się do tarasu. Ucieczka bolała ale była jedyną opcją.
Z trudem znalazłam się przy barierce. Choć byłam zajęta przemieszczeniem się w stronę  jedynego dostępnego wyjścia teraz zauważyłam coś niepokojącego. Nikt mnie teraz nie gonił. Ze strachem co się dzieje obróciłam głowę.
Widziałam już bardziej znajomą postać. Nie widziałam jej wprawdzie dokładnie, ale wydawało mi się że kiedyś ją znałam. Kiedyś... Obok demona stał odmieniony Louis, razem podduszali pewna dziewczynę. Było mi jej żal , chciałam zadziałać, ale... Ale po prostu nie mogłam. Pieprzyłam już ten nie ograniczony ból. Pieprzyłam odległość. Pieprzyłam wszystko. Lecz między nami była dziura której nie potrafiłam zatkać. Pustka, niekończący się strach przeszyty ciemnością. Nagle duch zwrócił się z ofiarą którą dusił w powietrzu bliżej światła księżyca. To... To była ... Nie to niemożliwe. Chciałam w to wierzyć, ale jednak. To była Emily. Nie była tu już dzieckiem. Była dziewczyną z dodatkiem kobiety. Była przyszłością. Zwróciłam głowę do góry aby znaleźć jakieś światło. Ale co dziwne okazało się że nie było księżyca. Moim światełkiem była przyszłość Emily. Przyszłość która ginęła a ja nic nie mogłam zrobić. Tylko patrzeć, ale to bolało jeszcze bardziej.
- Emily! Poradzisz sobie! - mówiłam ale sama wiedziałam że to kłamstwo. Przezemnie sobie nie poradzi. A była moim jednym światłem. Światłem które teraz znikało.
Piękne ostatnie nadzieje pokryły jej ciało wraz z krwią. Krwią która bolała nie tylko ją. Raniła również mnie.
- Co ja zrobiłam? Dlaczego?! Powiedz mi dlaczego! - Zaczęłam krzyczeć, ale to nic nie mogło już nam dać. Popełniłam błąd i wszystko szło w ciemność.
Byłam zła. Na kogo? Na wszystkich. Ale najbardziej na siebie. Musiałam coś zrobić aby zniszczyć tą złość. Nie chciałam się zmienić w kogoś złego, dlatego... Dlatego musiałam zniszczyć siebie.
Pierwszy krok. Za ludzi których przepełnia pustka. Barierka zatrzeszczała aż zabolały mnie uszy, ale nie zrezygnowałam.
Drugi. Za błędy, szczególnie te zreguły nie świadome.
Trzeci. Za odwagę, której czasem brak.
Czwarty. Za światło w życiu, które zauważamy dopiero gdy go ubywa.
Piąty. Za ucieczkę, czyli za czasem jedyną ostatnią opcję.
Szósty, i ostatni po tej stronie balkonu i życia. Za miłość.
Moim jedynym oparciem była poręcz której trzymałam się wprost kurczowo. Może tego nie chciałam, ale nie było odwrotu. Ostatni niepewny oddech. Ostatnie mrugnięcie przez które z oczu popłynęła łza. Ale za co ona? Za siódmy krok którego muszę zrobić. Za koniec.
Szukając gdzieś podstawy wychyliłam nogę ale nie otworzyłam już oczu. Wiatr porwał moje ubranie jeszcze bardziej. Włosy wirowały mokre od krwi. Puściłam się.
Nagle coś się zdarzyło. Już miałam lecieć, ale doszedł do mnie krzyk. Krzyk ten przerwał coś. Stałam w tym samym miejscu ale moje ubranie było nie naruszone, a włosy związane. W ostatnich sekundach znów dorwałam się do barierki. Z ciężkim oddech odwróciłam głowę. Za mną był normalny pokój, w którym spał Louis. I był to już ten prawdziwy Louis. Nie czułam zimna, ani bólu. A światło wydobywało się z latarni na balkonie. Podłoga była równa i stabilna. Brak pustki rozdzierającej uczucia.
Wróciłam na drugą stronę. Oszołomiona usiadłam na zimnej posadzce. Położyłam rękę na piersi aby odnaleźć serce. Waliło jak zwariowane. Może dlatego że blisko byłam zwariowania.
Na drżących nogach dotarłam do łazienki. Oparłam się o zimną wannę, odgarnęłam kosmyki włosów i spojrzałam w lustro. Ja i dziewczyna w odbiciu dobrze wiedziałyśmy że to nie był zwykły koszmar z dodatkiem lunatykowania. Nigdy nie lunatykowałam. Aby się uspokoić nalałam zimnej wody do umywalki. Zanużyłam w niej całą głowę. W tym stanie mogłam zacząć choć trochę trzeźwo myśleć.
Trzeźwe myślenie zakończyło się wraz z brakiem tlenu i koniecznością wydobycia głowy z wody.
Cała drżałam z emocji. Myślałam jak temu zaradzić, ale dochodziły do mnie tylko najgorsze pomysły. Choć może najgorszy pomysł nie był wcale taki zły...



BARDZO PRZEPRASZAM ZA OPÓŹNIENIA! Komputer mój mi padł i pisze gdy mój tata wraca do domu ze swoim laptopem. Mam nadzieję że rozdział w miarę okej, proszę o opinię ;)
Nie wiem kiedy będzie nowy rozdział postaram się stworzyć go jak najszybciej