''No, I don't wanna let go
I just wanna let you know
That I never wanna let go"
Odpaliłam świeczkę. Świeczkę za świeczką ustawione w rządku. Było mi trudno, ręce trzęsły mi się tak
jakbym miała padaczkę lub nawet gorzej. Z jednej już krótkiej zapałki stworzyłam światło które było obecne jedyne w moim życiu.
Przypaliłam sobie koniuszki palcy, ale zawsze są jakieś straty. Zawsze... Nagle w głowie rozbłysła mi pewna malutka rzecz, i nie były to wcale te świeczki postawione na brzegu wanny. Była to myśl, wspomnienie. Był to błąd. W głowie z kilku słów układam całe moje życie, dokładniej układała zdanie które zmieniło to życie.
Nie mogąc w całości zorientować się o co chodzi nalałam wody do wanny i szybko do niej wskoczyłam. Byłam w ubraniach, ale nałam się rozebrać. Nie chodziło mi o Lou, czułam że ktoś lub coś jest przy mnie. I to coś wcale nie jest tu z dobrych względów. Poczułam zapach zemsty i złości unoszonej w powietrzu. Zapach którego już zapomniałam, był zmieszany z krwią. Przymknęłam oczy.
- Nie miałaś mnie opuścić. - W uszach zadygotały pewne burzliwe słowa, tak burzliwe że woda w wannie zaczęła ruszać się niczym jak ocean podczas sztormu. Poczułam chłód. Otworzyłam oczy.
Cholera! Co jest? Wanna była cała w krwi. Nie było ani mililitra wody jakiej wcześniej nalałam. Tylko przepełniona nienawiścią i zgrozą krew. Choć było to niemożliwe czułam jak ta krew dotyka mego ciała próbując mnie zniszczyć. Ta krew nie była czymś... To był ktoś. Czyjś przerażający wzrok niszczył i mroził mnie od środka. Bałam się odwrócić dlatego patrzyłam nieruchomo w punkt krwi w wannie. Już nie obchodziło mnie że to nie woda, czułam że ten ktoś za mną jest o wiele gorszy. Patrzyłam więc tylko z trudem łapiąc oddech jak najciszej potrafiąc.
Z punktu w którym patrzyłam nagle zaczęło się coś wyłaniać. To była kartka, odwróciłam ją szybko na drugą stronę. To było niemożliwe... Była to dokładnie ta sama kartka którą napisałam już dawno temu. Czarny flamaster choć stary nadal był czytelny na kartce całej we krwi. Napis "wrócę" wyglądał jak te kilka lat temu. Przejechałam delikatnie placem zdumiona i przerażona po napisie. Zapomniałam już o miejscu w którym się znajduję i zagrożeniu. Liczyła się historia. Moja rodzina... Oni mnie zostawili. A ja? Ja nie byłam lepsza.
- Dokładnie. Zostawiłaś mnie! - Ktoś za mną albo czytał mi w myślach albo z nerwów wszystko powiedziałam na głos. Poczułam chłodną rękę na moim ramieniu. Wiedziałam już kim był ten ktoś. Emily.
Odwróciłam się bo wiedziałam że to nic nie da.
- Jak mogłaś? Jak mogłaś mi to zrobić?! Rose, jeszcze teraz on... Nasza przysięga nie była nic dla ciebie warta... Zapłacisz mi za to! - Nie pozwoliła mi nawet opowiedzieć. Pominęłam skąd Emily się tu wzięła, skąd wie o Lou. Ale nie pominęłam jej ręki która wbijała aż do krwi swoje paznokcie w moje ramię. Z trudem oderwałam jej rękę z mego ciała i wyskoczyłam z wanny.
Stałam teraz na przeciwko mojego przyjaciela i wroga. Szczęścia i smutku. Nienawiść i miłości. Jednak teraz pozytywna przeszłość z więzi nie liczyła się ani trochę. Czułam to ja i postać na przeciwko mnie. Jednak teraz jej nie znam, znałam ją może trochę kiedyś. Ale już tamto się nie liczy. Liczy się strach którą mną miotał i zbliżał mnie do ściany.
Wstrzymałam oddech, zacisnęłam pięści i osunęłam się na podłogę. Co mogłam więcej? Nic. Tylko płakać, dlatego zrobiłam właśnie to. Nie prosiłam ja o nic, to nie miało sensu. Czułam że niesie ją coś czego nie mogłam określić. Ale to coś na pewno przepełniło wannę krwią, znalazło kartkę i wrzuciła świeczki do wody, znaczy już krwi. Co się ze mną dzieje? Co się dzieje z nią? Wszystko się zmienia. Moje jedyne światło odeszło. Jest daleko, już go nie znajdę. Odeszło a wraz z nią resztki chęci aby wstać. W zamian spotkałam łzy na mym chłodnym jak Emily policzku łzy. Drżąca z zimna otarłam łzy. Krew! Płakałam krwią! Ze strachu strząsnęłam łzę.
Dość! Nie będzie mnie straszyć moje chore wyobrażenie. Nikt nie ma prawa nikogo przepełniać lękiem. Wstałam, było trudno ale się udało. Zacisnęłam już bolesne ręce w pięści. Zabolało, ale wiele rzeczy w tych czasach boli, a na pewno to będzie bolało mniej niż poddanie się. Nogi choć niesfornie nie umiały stać równo powoli ruszały się w stronę strachu. Resztkę sił chciałam zachować na dojście do postaci, dlatego mając oparcie w ścianie szłam w jej stronę. Ona z neutralnym wyrazem twarzy patrzyła na to. Nie wiedziała o co chodzi, i szczerze ja też. Co mi to da? Na razie nie miałam chęci, energii ani czasu na odpowiedź. Liczyło się zwycięstwo nad lękiem który próbował mną miotać. Próbowała Emily.
Niepewnymi krokami dotarłam do niej. Zbliżyłam się swoimi bladymi i zimnymi rękami do jej szyi. Zamknęłam oczy i wydobywając z siebie resztki sił przysunęłam ją do ściany. Teraz to nareszcie ona była w podszasku. Patrzyła na mnie swoimi czarnymi oczami próbując coś jeszcze zdziałać. Jednak to już nie ta sama Emily co kiedyś znałam.
- Zostaw-mnie-w-spokoju!- Wydukałam z siebie krzyk i chciałam zacząć ją dusić.
Jednak wtedy poczułam jej dłoń na zacisku. Była ciepła i delikatna. Niczym prawdziwej Emily. Tej której jedyna mnie rozumiała. Przed oczami ujrzałam przyjemne miejsce naszych spotkań. Słońce, śmiech i zabawy. Beztroska miłość platoniczna dwóch wspaniałych dziewczynek którą łączyła równie wspaniała więź. Puściłam Em, nieważne kim teraz jest. Ja taka nie jestem. Jeszcze bardziej zdziwiona Emily uśmiechnęła się wrednie. To był jej pomysł. W pewnej chwili uderzył we mnie podmuch wiatru aż upadłam. Podniosłam głowę, ale jej już tam nie było. Pozostało mi klęczenie i czekanie na coś. Ale na co...
Siedząc tam w łazience zdałam sobie sprawę że nie mogę już tak siedzieć. Powoli wstałam i sprzątnęłam ślady krwi na kafelkach, ścianach i wannie. Wyrzuciłam świeczki.
Już chciałam wracać cicho do łóżka ale spod wanny wysunęła się pewna kartka.
-"Wrócę"- Tylko jak to się skończy?
Rozdział krótki, moim zdaniem nieciekawy przepraszam nie mam czasu - muszę nadrobić oceny na koniec w wakacje się odwdzięczę :) Ale i tak skomentuj!